piątek, 28 marca 2014

"nie chcę, ale muszę"




Jak wynika z Badania Satysfakcji z Pracy* przeprowadzonego przez firmę Sedlak&Sedlak w której brało udział  5 tys. osób, wynika iż 1/4 Polaków nie lubi swojej pracy, 1/3 jest z niej zadowolona, ale aż 43 proc. nie wie czy lubi swoją pracę i uważa że praca nie daje im tego, czego oczekują, ale wiedzą, że niełatwo byłoby znaleźć lepszą .. Ale tak wysoki procent osób o ambiwalentnym podejściu do tego czym i gdzie się zajmuje, nie jest dobrym sygnałem. W pracy spędzamy 1/3 doby. Niedobrze, jeżeli jest to jej najgorsza część. Skutki łatwo sobie wyobrazić - przemęczenie, apatia, podenerwowanie, brak chęci do życia i działania, a nic tak nie podcina skrzydeł jak przewlekły stres.

Po dobrym 2008 r kiedy to kandydaci dyktowali warunki, nastapiło pogorszenie nastrojów wśród pracowników bo nastapiło spowolnienie gospodarcze.  Skutki kryzysu finansowego w USA, który rozlał się na Europę zaczęły być odczuwalne. Firmy zaczęły wstrzymywać podwyżki i przycinać budżet który pierwotnie był przewidziany na rozwój pracowników i tworzenie miejsc pracy. Zaczęły się zwolnienia grupowe, a napięcie rosło. W połowie zeszłego roku sytuacja na rynku pracy ciągle była trudna. Obecnie sytuacja lekko się poprawia, ale bezrobocie wciąż jest wysokie, a takie nastroje nie sprzyjają więc narzekaniu na pracę, a tym bardziej o zamianie jej na inną. Nauczyliśmy się zaciskać zęby i robić rzeczy, których nie chcemy, w firmach, których nie lubimy.

 I od początku dnia, po otwarciu oczu obowiązuje zasada -  "nie chcę, ale muszę". Znajdujemy się jak zwierzę w potrzasku i  dominuje w nas wrażenie iż nie mamy kontroli nad własnym życiem, że nic od nas nie zależy. 

Przez takie nastawienie każde nowe wyzwanie zawodowe zamiast być szansą staje się jakby zagrożeniem. Jak pójdzie dobrze,  zamiast satysfakcji mamy tylko poczucie ulgi ze się udało, jeżeli coś nie wypali poczucie zagrozenia wzrasta, nasila się stres. A każdego dnia po wyjściu z pracy, choć nie wydarzyło się nic specjalnego, odnosimy wrażenie, ze pracowaliśmy fizycznie przy zwałce węgla, więc po powrocie w domowe pielesze starcza tylko sił na włączenie telewizora i leżenie na kanapie. Na pozostałe aktywności nie ma się chęci. W tym błędnym kole potrafimy przetrwać bardzo dlugo, z  jednej strony bardzo się męczymy, z drugiej nie mamy siły, żeby szukać alternatyw.


                              
                              Niestety, bywa i tak......

A Wy, czy macie jakieś wasze, specyficzne sposoby aby polubieć waszą pracę i to co robicie? 

promuj

26 komentarzy:

  1. Ha, obrazek jest śliczny. I nie taki znów dzisiejszy. Pamiętam, a były to czasy tzw. komuny, jak nowy dyrektor stoczni wkurzył się, kiedy mu do wymiany zamka w drzwiach gabinetu przyszło ...3 fachowców. No, ale to było w czasach, kiedy nie było bezrobocia, tyle że aby go nie było, posady się multiplikowało. No jak nie, jak tak. Mogłabym powieść w odcinkach na ten temat napisać. A jeśli chodzi o miłość do pracy, to znajomy inżynier - stoczniowiec zresztą, mawiał, że "praca, to jest to, czym dżentelmen się zajmuje, kiedy nie ma nic innego do roboty..." :))
    To był żart, oczywiście, bo można kochać swoją pracę, ale jest to na ogół miłość trudna, żeby nie powiedzieć beznadziejna, bo bez wzajemności. No i oczywiście, nikt z nas nigdy nie czekał, kiedy wreszcie będzie ta cholerna 15.oo ! :)))
    Żarty żartami , ale temat jest fajny. Niestety, nie mam teraz czasu, bo muszę lecieć do roboty ! Piątek, racuchy !!!:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Begonijko - witaj !!! Obrazek jest rzeczywiście śliczny, ale niekompletny. Brak tam "cleaner managera" - kto to posprząta ja się zapytowywuję ? Brak tam "work leadera" ze związkow zawodowych, brak tam jakiegoś partyjnego "leadera" co by zaPiSiał, że to dla dobra ogółu i aby tej UE pokazać gest Kozakiewicza, że Polak jak chce - to tyż potrafi dołek wykopać. No jak nie - jak tak !!!!

      Usuń
    2. O tak, Sarmato, o tak ...Pamiętam te Rady Zakładowe ...całkiem pokaźne to były gromadki, a i za kołnierz nie wylewające. :)))

      Usuń
    3. Begonijko !!!! No jak możesz ????? To byl wówczas najtańszy sposób dla osiągniecia celów socjalnych. Halba na stół i sie dogadywowało - czasami trzeba było sie zrujnować na śledzika. A dzisiaj - strajki, fochy panaprezesa, przeliczanie na wartości chrześcijańskie i takie tam.

      Usuń
    4. Begonijka przypomniała mi dowcip, z czasów gdy wprowadzano język migowy do tvp.
      Do sekretariatu dużej państwowej firmy przychodzi głuchoniemy interesant i usiłuje coś powiedzieć młodej sekretarce, znaczy się umiarkowanie doświadczonej. Przerażona dziewczyna dzwoni po kogoś ze starszej kadry.
      Przychodzi siwy pan Mieczysław, prosi człowieka aby usiadł i powoli powiedział o co chodzi.
      Interesant siada i opowiada prawą dłonią. Najpierw składa palce na kształt dzioba kaczuszki i kwacze obok ust. Potem klepie się otwartą dłonią w szczyt czaszki, później klepie w potylicę, następnie kantem dłoni uderza w szyję z boku a na koniec wykonuje coś jakby daszek, gest dłonią poniżej pasa i patrzy pytająco. Pan Mieczysław kiwną potakująco i mówi do sekretarki:
      Pani Marysiu !
      Pan chce rozmawiać z dyrektorem, zastępcą, radą zakładową albo innym "wujem".

      Usuń
    5. poszłoo !!! :-)))) Ja pamiętam ten dowcip z jeszcze jednym gestem w języku migowym- petent skladał ręce -jak do modlitwy i kantem dłoni w szyję - co oznaczalo, że chce pogadać z zakladowym POP-em.Ludzie od wieków wierzą w siły "nadprzyrodzone".

      Usuń
    6. Tej wersji nie znałem . ;))))

      Usuń
  2. Taki obrazek widzą Polacy non stop, kiedyś i teraz tym bardziej.

    Jaka praca taka płaca - Oni udają że nam płacą a my udajemy że pracujemy!

    .

    U mnie w pracy liczy sie tylko to kto z Prezesem dobrze żyje,nie ten kto dobrze pracuje.
    .
    I jeszcze jedno.
    Fachowiec na różne maszyny potrzebny (od tokarki po wiertarko frezarkę), płatne 30zł za godzinę na początek,potem 50zł......nie ma chętnych.Warunki pracy naprawdę b. dobre.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Prezezem mus dobrze żyć! Mogą to zaświadczyć tam już takie owakie pionki,jak Hofman czy Błaszczak-Płaszczak.

      Usuń
  3. w.i.e.s.i.e.k28 marca 2014 14:10

    Alez człek nie jest stworzony do pracy. !! I to zaraz udowodnię. Z punktu widzenia religii
    Bo gdyby był, to przy pracy by się nie męczył i nie pocił. Proste?Jasne?
    Po drugie
    Gdyby był to "nauka" nie odnalazła by taka jednostkę chorobową jaką jest "pracoholizm"
    Tu kilka szczegółów
    "Pojęcie pracoholizmu zostało stworzone w 1971 roku przez Wanyne’a Oatesa, amerykańskiego pastora i profesora psychologii religii. Podstawą pracoholizmu jest zaburzenie równowagi między pracą, a innymi sferami życia, utrata kontroli nad własnym zachowaniem na skutek psychologicznego przymusu jej wykonywania."
    I dlatego jak widzicie mądry "został pastorem" czyli ichnim "duchownym" co to nie sieje nie orze a zbiera.jak nasi "sukienkowi"A mądrym był bo w tym zawodzie"można mieć "babę" legalnie co by za niego....i gotowała.O innych "przyjemnościach" nie wspomnę.
    Do pracy od wieków zachęcano, a to batem, galery,budowa piramid,niewolnictwo czy pańszczyzna z dziesięcina dla plebana włącznie.
    A to hasłem
    U jednych było to "Praca czyni wolnym" co z lubością wywieszali nad bramami..... obozów lub u innych "kto nie rabotajet ten nie kuszajet"/czyli nie pracujesz nie jesz,poprzez bardziej wzniosłe.
    "Praca jest prawem i zaszczytnym obowiązkiem " każdego" to partia a z ambon"bez pracy nie ma kołaczy" itp itd
    A ja wiem tylko Nie pracuje to nie będę miał za co...cokolwiek to znaczy.
    Tak to bowiem w pierwszej połowie dziewiętnastego stulecia pisał Marks i pozostaje to święte. Jest bowiem proste i zrozumiałe.
    W przeciwieństwie do PKB, stopy procentowej, zwrotu, długu czy kosztu alternatywnego lub innych takich bozonów.
    I wiem jeszcze ze PIS czyli Prezes i Duda nam wmawiają.
    Solidarność załatwi wszystko, jak się tylko zwalczy układ, czający się za każdym rogiem i uniemożliwiający natychmiastowe osiągnięcie rajskich rozkoszy. No i wyksztłaciuchy, co to nie orzą ani sieją.
    A o "satysfakcji rodaków" pisał kiedyś Wojtek Młynarski
    Jeszcze w kołysce sławiąc w głos czteroletniego życia wdzięki
    Stanąłem oko w oko wprost z głównym tematem tej piosenki:
    Już moja niania cały czas wzdychała harców mych pilnując,
    “Żebym ja mogła tak robić to, na co naprawdę zasługuję!
    A tutaj tylko pieluchy prać, to znów wysadzać smarkacza co chwila, eeech!!”
    Jak mi to w głowę weszło raz, tak już spokoju nie dawało,
    Bo od tej chwili cały czas wciąż się z problemem tym stykałem.
    Tatuś na poczcie dzień i noc powtarzał listów rząd stemplując:
    “Żebym ja kiedyś mógł robić to, na co naprawdę zasługuję!
    A tutaj tylko stempluj i stermpluj, to polecony to zwykły znowu, tfuuu!
    Ten refren nie opuszczał mnie, aż kiedy przyszło pójść do szkoły
    Zdziwiony zobaczyłem, że tak sądzą wszyscy dookoła!
    Wzdychałem więc nie raz, nie sto, kiedy mi belfer solił dwóje:
    ”Żebym ja kiedyś mógł robić to, na co naprawdę zasługuję!
    A już najgorzej to tych słupków nie lubiłem odrabiać,
    Co to spuszczam jeden, a dwa w rozumie, znowu to eeech!!”
    Żeniłem się z refrenem tym, on w pracy główną był osłodą,
    Marzenia snuły się jak dym, aż przyszło, że umarłem młodo.
    Grabarz na koźle wołał “Wio!!” i mruczał trumnę zakopując:
    ”Żebym ja kiedyś mógł robić to, na co naprawdę zasługuję!
    A tutaj trumna cięźka, łopata znowóż tępa, eeech!!”
    Jak to się stało nie wiem sam, dość, że przebywszy długą drogę
    Dostałem się do raju bram i ktoś mi wskazał Pana Boga.
    I wtedy westchnął dobry Bóg, rząd długi grzechów mych sumując:
    ”Żebym kiedyś mógł robić to, na co naprawdę zasługuję! A tutaj

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy ma wybór, tyle, że zwykle coś za coś. Nie znam ani jednej osoby, która nie stukała by się znacząco w głowę, gdy opowiadam jak pokierowałam moim życiem zawodowym. Wybierając ostatecznie to co lubię, w czym czułam się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Mimo, że kosztowało mnie do dodatkowe lata studiów i de facto kształcenie ustawiczne. Wszystko za sporo mniejsze wynagrodzenie, niż mogłam bez trudu osiągnąć w pierwszym zawodzie. Nigdy jednak nie szłam do pracy z przymusem, ani nie narzekałam na jej uciążliwość.:-))))))))
    Pomyślności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ikko, z pewnością każdy wolałby mieć pracę, którą lubi, niż taką, która mu wykręca facjatę ...ale cóż, nie zawsze jest to możliwe. Moim ukochanym zawodem było ...belferowanie, ale do odejścia od niego zmusiła mnie tzw. proza życia. W mojej specjalności nie było możliwości pozyskania pełnego etatu w jednej szkole, a łączenie dwóch, a nawet trzech szkół ( a wiesz doskonale, że ta praca, to nie tylko godziny lekcyjne ), przy małym dziecku, przekroczyło moją odporność psychofizyczną. O logistyce już nie wspomnę. Tak, czy owak, nigdy nie narzekałam na robotę, co nie oznacza, że nie raz i nie dwa zdarzało mi się w poniedziałkowy poranek dusić w sobie słowa powszechnie uważane za obelżywe !!! :)))

      Usuń
    2. No i dobrze,Ikka,zrobiłaś. Cyt."Pieniądze szczęścia nie dają(to pierwsza część przesłowia),,cyt drugą..:ale pozwalają wybrać taki rodzaj nieszczęścia,który nam najlepiej odpowiada". Ot co!

      Usuń
  5. I to jest sens życia - robić to co się lubi, a nie to co się musi.
    Trzeba dobrze lokować uczucia, nawet do pracy. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełna słuszność,Poszło.. Pełniasta! Tylko kto na to zasługuje? Znani pisarze,kompozytorzy hitów piosenkarskich i inni przedstawiciele wolnych,inteligenckich zawodów,gdzie nie trza wstawać o 5:00 rano,bo o 6:00 rano autobus odchodzi,a ja już dobrze znam(tzn akt znałem) ten bół! Nie ma to jak WOLNOŚĆ! Idziemy na ryby???

      Usuń
    2. Na państwowym pracowałem w akordzie z dala od dyrekcji. Jak się zbliżyłem (ściególnie do kadr), to zaraz była zadyma że nie ma nas od 7:00! do 15:00! i nieprzetłumaczalne było że na nich pracujemy, itp, itd, usw.
      Po wybuchu wolności nas wykopali pierwszych, później tych pokornych co to dwie matki ssali a potem w ciszy upadła firma. Nawet budynku już nie ma. A na swoim dyrektora mam w lustrze, tamże pretensje.
      OK. Idziem na piranie łapane gołymi ręcamy :))))

      Usuń
  6. Dzień dobry Ikko !!! Masz rację - pracę trzeba lubić, baaa... pasjonować sie nią - inaczej staje sie udręką a nie sposobem na życie. Zazwyczaj jakiś czas to trwa, zanim czlowiek powie sobie - TO JEST TO !!! Jak kazdy mlody czlowiek - ja też "dopasowywałem" się. Za czwartym razem trafiłem i przepracowałem 37 lat "w branży" - aż do emerytury i jeszcze mnie ciągnie, bo od czasu do czasu powiększam budżet rodzinny "pracami zleconymi" - także w branży, bo tu czuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie i "wiem, że wiem - co mam wiedzieć", co znakomicie ułatwia sprawę i ma wplyw na jakość wykonywanej pracy. I pomysleć, że gdyby nie ta biblijna Ewa, co to jabłuszkiem dała się skusić jakiemuś biblijnemu "genderowi", chadzali byśmy sobie po ogrodach Edenu, zakąszając ogóreczkiem i omijając z daleka drzewka jabłoni, zaś kobiety rodziły by bez "bulu" i bez asysty różnych tam "ginekologów" i specjalistów od tych poczęć. Ja na pewno bym nie dał się skusić byle jabłkiem - natomiast jakimś dorodnym borowikiem, jakąś taaaaaką rybą - kto wie, kto wie ????
    I popatrz jak to wszystko namieszało w dziejach ludzkości - jedno jabłko. Rozsierdzony "Pambóg" nakazał Adamowi aby w pocie czoła odtąd orał i to jedno mu sie sprawdziło dokumentnie, chociaż... z tymi "bulami" - niby też. Natomiast z tym oraniem, to ludziska kombinują - na ten przykład namiestnicy Pana B. - ziemi ci nachapali , że okiem nie zmierzysz, ale orać się żadnemu nie chce - bo to robota dla "biblijnych Chamów". Jeżeli chcesz mieć "egzemplifikację" tegoco tu piszę - kuknij na chwilę na blog Revelsteina. Masz tam taką okazałą "purpurencję" co to też biblijne imię "Adam" sobie przybrał a na drugie nie wiedzieć dlaczego "Pacyfik" - cokolwiek by to znaczyć miało. Rumiany jak to biblijne jabłuszko, ale cyrkumferencja , hoooo,hoooo....hoooo - jak największa dynia podczas "święta Haloween". Gdzie takiemu orać, chyba co najwyżej "grabić". I zachodzę w glowe, dlaczego na drugie - przybrał sobie imię "Pacyfik" - niby "Spokojny" jak ten Ocean. Choleryk on ci jest i jak już wlezie na ambonę lub go wtoczą - grzmi i parska a nawet popluwa. I jak tu zyć, jak tu żyć - dobry Panie B. skoro jednym zwisa w nadmiarze a innym małowiela !!!! Miłego dnia Ikko, ja od poniedziałku jadę orać i siać - pora już.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dawniej mówiło się:"Ucz się i pracuj,a kołacz sam ci na plecach wyrośnie". Ale to dawniej,obecnie dobrze mieć jakąkolwiek pracę. Zresztą przy pozytywnym nastawieniu do życia i świata z każdą pracą można się oswoić,a nawet ją polubić. Chociaż są zawody,których nie warto wykonywać,nigdy i za ŻADNE pieniądze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. m-16 !!! Na ten przykład - zapodaj, czego nie warto sie imać ?????

      Usuń
    2. Być sekretarzem Jarka? czy ojczulkiem dyrektorem?

      Usuń
    3. Anonimowy - tez pytanie. Pewnie, że sekretarzem - przynajmniej się "cosik" ma. U o.fyrektora kuska malutka - nieużtwana od lat.

      Usuń
    4. Kaszebe,no na ten przykład służbę więzienną.. Na ja te bezczelne bandziory natychmiast bym rozwalił! Albo komornik..Czy to słuszne,co robię? Albo adwokat,który zbrodniarza ma bronić,choć jest przekonany o jego winie. Mógłbym dalej,ale może później..

      Usuń
  8. Jo mom najwinksom satysfakcje z "pracy" z mojom gosposiom Anielciom i tu nie ma źadnego stresu. Pozdrowioma Was wszyćkich i sceze błogosławie,

    WESOŁY PLEBAN

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdy praca staje się katorgą, należy ją zmienić. To bardzo proste! Jeżeli zaś ktoś uważa, że zmiana pracy jest stratą, może wreszcie czas docenić dotychczasową pracę. Docenić i być dumnym z jej wykonywania.
    Osobiście pracuje nawet będąc na rencie, gdyż nie mógłbym patrzeć w lustro wiedząc, że miałem szansę pracować, a nie wykorzystałem jej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem w szczęśliwej sytuacji,że lubię swoja pracę,którą się param (w różnych odsłonach i sceneriach,ale trzon pozostaje ten sam) od ...no nie będę liczyc na placach,dobra-od 1977 r z drobna przerwą na potomstwo.Potomstwo moje zaś dziś twierdzi,że to nie praca ,tylko moje hobby,za które jeszcze biorę pieniądze.Oczywiście mam w swej pracowniczej historii momenty wkurzeń i zmęczeń,psychicznych i fizycznych (przy czym te drugie dominowały w pierwszym dwudziestuleciu tej orki na na ugorze),ostatnio podejrzewam się CZASAMI o wypalenie,ale tak ogolnie to bilans jest OK.Moja rada???? Ano,dobrze wybrać zawód :)) Czyli prawie wygrac w lotto.Poniewąż dwa razy raczej się nie wygrywa to w obliczu swego zawodowego zadowolenia wizyty w kolekturze odpuszczam:))0

    OdpowiedzUsuń
  11. He,he,Eli,dobrze,że moderujesz. Te PiSowato-prawiczne dupki przyzwyczaiły się,że można tu wejść bez nikakich problemów i nabluzgać skolko ugodno.A tu HALT! Zaskoczenie! Kiedy ja na ich debilnych blogaskach chcę cusik tam bałaknąć,to modernizm. Nic tam mi nie przepuścili. Brawo,Eli!

    OdpowiedzUsuń

Na tym blogu hejt nie jest tolerowany.